Wojciech Dorobiński: Leniwe koty nie wyjdą na Majdan

Choć społeczny opór wobec decyzji władz Ukrainy o niepodpisywaniu umowy stowarzyszeniowej z UE zdaje się przygasać, to jednak sąsiedzi zza wschodniej granicy wykazali się taką zdolnością do samoorganizacji, jakiej my, Polacy, już chyba nie posiadamy. Obraz namiotów na Majdanie w Kijowie, gdzie każdy przynosił coś dla zziębniętych manifestantów – czy były to pierogi, barszcz czy gorąca herbata – wzbudził we mnie uczucie zazdrości.
Polska > Opinie
Fot. golos.com.ua

Choć społeczny opór wobec decyzji władz Ukrainy o niepodpisywaniu umowy stowarzyszeniowej z UE zdaje się przygasać, to jednak sąsiedzi zza wschodniej granicy wykazali się taką zdolnością do samoorganizacji, jakiej my, Polacy, już chyba nie posiadamy. Obraz namiotów na Majdanie w Kijowie, gdzie każdy przynosił coś dla zziębniętych manifestantów – czy były to pierogi, barszcz czy gorąca herbata – wzbudził we mnie uczucie zazdrości. Wydało mi się, że przy Ukraińcach wyglądamy na wyliniałe, leniwe koty, którym wystarcza byle ochłap rzucony z balkonu lub wygrzebany w śmietniku. Co zabiło w nas zdolność buntu?

Czy to przeszło dwadzieścia lat gonitwy za dobrami materialnymi, budowania małej stabilizacji za cenę nienarażania się na utratę stanu posiadania, czy jakiejś ślepej wiary w sukces jednostki przy jednoczesnej dezintegracji społeczeństwa dawniej zdolnego do wyrażania protestu? Nawet wielotysięczne manifestacje związkowców są kilkugodzinnymi widowiskami o charakterze pobrzękiwania szabelką, które nie wnoszą nic do dialogu z władzą. My swoje, ona swoje – a efektów brak. Co musiałoby się zmienić w naszej mentalności, byśmy byli zdolni do stworzenia miasteczka namiotowego wzorem kijowskiego Majdanu? Czy naprawdę zadowala nas płaca minimalna, zasiłek dla bezrobotnych, pomoc socjalna samorządów i wyjazd za chlebem na Wyspy Brytyjskie?

Zarzucani statystykami wzrostu gospodarczego, mamieni wizją „zielonej wyspy”, nieczuli na afery korupcyjne, bo nas bezpośrednio nie dotykają, zobojętnieliśmy na to, co powoli atomizuje nasze społeczeństwo. Ugniatani przez mainstreamową propagandę, według oczekiwanego wzorca światłego Europejczyka, stopniowo rezygnowaliśmy przez ostatnie lata z własnej podmiotowości godząc się na wszelkie, proponowane nam odgórnie rozwiązania. Nie strajkujcie, bo to niecywilizowane, związki już wywalczyły wszystko, teraz są niepotrzebne. Nie zajmujcie się wychowaniem dzieci, zarabiajcie pieniądze, coraz więcej pracujcie, trzeba jakoś sobie radzić. Sąsiad zmienił samochód, weźcie kredyt, ojciec niech pojedzie do Anglii, matka do Hiszpanii – państwo wyśle dzieci do gimnazjum, gdzie niekoniecznie poznają swój język i historię.

Co musiałoby się zmienić w naszej mentalności, byśmy byli zdolni do stworzenia miasteczka namiotowego wzorem kijowskiego Majdanu? Czy naprawdę zadowala nas płaca minimalna, zasiłek dla bezrobotnych, pomoc socjalna samorządów i wyjazd za chlebem na Wyspy Brytyjskie?

Na marginesie dodam, że jestem przerażony jakością poznania rodzimego języka, w mowie i piśmie, nie tylko przez młode pokolenie. Kiedy słyszę komentatora lub jurora – celebrytę, zwracających się do dwóch facetów: „Oboje jesteście doskonali” – otwiera mi się nóż w kieszeni. Tumanie jeden z drugim – dwóch facetów, to obaj, dwie kobiety – to obie, para mieszana – oboje. Ale nie o tym, choć to zapewne jeden z wielu odprysków zglajszlachtowania społeczeństwa.

Są jeszcze małe wyspy nadziei – to młodzież domagająca się lekcji historii, świętująca rocznice patriotycznych wydarzeń, pisząca rockową muzykę o bohaterskich rodakach. To rodzice niezgadzający się na posyłanie sześciolatków do szkół czy przebieranie w przedszkolach chłopców za dziewczynki i odwrotnie. Bo tu poprawność polityczna doszła już do etapu choroby psychicznej. I tak zainfekowanych, nie zwracających uwagi na historię, godność i patriotyzm Polaków – świat lewacko-liberalnej Europy powita chętnie. Wreszcie skończą się problemy z ruso czy germanofobią. Znający dwa języki sprzątacze, sprzedawcy, opiekunowie starszych osób – pojadą do Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Co  światlejsi zostaną tam, założą rodziny, porodzą nowe niemieckie i angielskie dzieci. Ci mniej światli odłożą na mieszkanie lub mały domek między Odrą a Bugiem i wrócą po kilkunastu latach, by leniwie skonsumować zarobione pieniądze. Zresztą, pewnie będzie im wszystko jedno, gdzie Odra, a gdzie Bug.

Dlatego z zazdrością patrzę na tę część Ukrainy, która zachowała jeszcze ducha buntu, jaki towarzyszył nam do czasu, kiedy to zamieniliśmy go na minimum socjalne i kredyt zaciągnięty we frankach na mieszkanie, który musimy za wszelką cenę spłacać, nie ryzykując podniesieniem głowy, bo nagle moglibyśmy stracić ten wątpliwy punkt zaczepienia. Niby do tych z zachodu jeszcze tyle nam brakuje, ale w porównaniu do biedniejszych już coś mamy. Dlatego jesteśmy, jak stare leniwe koty. A leniwe koty nie pójdą na Majdan. Chyba, że wyrzucą je ze śmietnika.

 

Wojciech Dorobiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane oznaczone są symbolem *

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu