Minister Jacek Rostowski oraz premier Donald Tusk twierdzą, że kryzys się skończył – choć przecież wcześniej byliśmy zieloną wyspą, którą kryzys ominął – i że czekają nas już tylko lepsze czasy. Nieco innego zdania jest jednak Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK, który w rozmowie z nami wprost stwierdza, że „jeśli ustanie dalsze pożyczanie, tzw. rolowanie długu – czyli pożyczanie dzisiaj, by spłacić jutro – to jesteśmy bankrutem tak jak Grecja”.
Zdesperowani Polacy demonstrują na ulicach. I nie chodzi tylko o ostatnią ogromną manifestację związkowców. Są też pojedyncze, dramatyczne akty, jak dwie próby samospalenia przed kancelarią premiera czy blokada jednego z najruchliwszych stołecznych rond przez kierowcę tira.
– Bieda, desperacja, rozpacz. Mamy kilka milionów Polaków żyjących – można powiedzieć – na krawędzi egzystencji. Mamy też coraz większą liczbę samobójstw, których jest popełnianych w skali roku około pięciu tysięcy, a duża ich część jest popełniania z przyczyn ekonomicznych takich jak utrata pracy czy zadłużenie. Nastroje społeczne są coraz gorsze, a ludzie czują się fatalnie jeśli chodzi o poziom ich dochodów i możliwość podjęcia lub zmiany pracy. Rośnie też zadłużenie Polaków – wielu musi uciekać przed komornikiem poza granice kraju.
To skąd te drogie auta na ulicach, ekskluzywne butiki i drogie kluby? Może bieda nie jest aż taka wielka jak się nam wydaje?
– Czy to Ameryka Południowa, czy Etiopia, to wszędzie można znaleźć enklawę bogactwa. Jednak to nie znaczy, że średnia polskiej zamożności jest taka wysoka. Polacy tak naprawdę jeżdżą z reguły autami starszymi niż dziesięcioletnie. Średnia polska płaca jest jedną z najniższych w krajach Unii Europejskiej. Relacja kosztów tej płacy do PKB są najniższe w Unii. Nawet Bułgaria i Rumunia nas wyprzedzają. To jest prawda o polskim stanie zamożności. Dwa i pół miliona ludzi z dochodami na poziomie czterystu dziewięćdziesięciu kilku złotych na osobę, to przecież jest kompletna rozpacz. Więc te mercedesy i ferrari, które się w Polsce tak dobrze sprzedają, to nie jest żaden dowód na poziom zamożności Polaków. To raczej jest przykład wielkiej dysproporcji w tej zamożności, przypominający raczej Amerykę Południową niż Europę.
Niewątpliwie wpływ na poziom zamożności ma również dług, także ten publiczny. Coraz częściej mówi się o tzw. ukrytym długu. Czym jest dług ukryty i jaki może mieć wpływ na stan portfeli Polaków?
– Dług ukryty to jest ten dług, który minister Rostowski ukrywa po różnych szufladach. Ja twierdzę, że około 60-70 mld zł długu jest ukrywane przed opinią publiczną. Jest dług ukryty to ten, który jest schowany w ZUS, w funduszu ubezpieczeń społecznych, w służbie zdrowia. Mówi się, że tutaj jest tego długu między dwa, a trzy biliony złotych. Pan minister nie podaje nam tych informacji, a rząd je ukrywa. Jeśli by doliczyć ten ukryty dług – te przyjmijmy dwa biliony – do tego prawie już biliona długu publicznego, to jest już blisko trzy biliony, zatem można liczyć, że jest to już w granicach około sześćdziesięciu kilku tysięcy złotych na głowę, nawet na tę głowę, która się dopiero urodziła. Przypomnijmy też, że jeżeli długu łącznie jest około trzech bilionów, to jest to gdzieś około biliona dolarów! Edward Gierek pożyczył trzydzieści miliardów dolarów i spłacaliśmy to trzydzieści dwa lata. Tutaj mamy bilion długu – nawet nie setki miliardów, a bilion. Tego Polacy nie spłacą przez najbliższe dziesięć pokoleń. Konsekwencje są dramatyczne. Polska jest jednym z najbardziej zadłużonych krajów świata – wbrew temu co twierdzi minister Jacek Rostowski – i jest całkowicie bezradna. Jeśli ustanie dalsze pożyczanie, tzw. rolowanie długu – czyli pożyczanie dzisiaj, by spłacić jutro – to jesteśmy bankrutem tak jak Grecja.