Dorobiński: Wołyń zaprzedany

Poprawność polityczna PO dosięga szczytów absurdu. Ostatnim tego przykładem jest przyjęcie uchwały o zbrodni wołyńskiej, w której wyrżnięcie stu tysięcy naszych rodaków nazywa się „czystką etniczną o znamionach ludobójstwa”. I to wszystko niby w imię dobrych stosunków z Ukrainą.
Polska > Opinie

Poprawność polityczna PO dosięga szczytów absurdu. Ostatnim tego przykładem jest przyjęcie uchwały o zbrodni wołyńskiej, w której wyrżnięcie stu tysięcy naszych rodaków nazywa się „czystką etniczną o znamionach ludobójstwa”. I to wszystko niby w imię dobrych stosunków z Ukrainą.

Czystką etniczną to można co najwyżej nazwać wysiedlenie pewnej grupy narodowościowej z jakiegoś terenu. W swoim czasie robili to biali Amerykanie z Indianami, wsadzając ich do rezerwatów, inni z plemionami afrykańskimi, w końcu tow. Stalin np. z Tatarami Krymskimi i innymi narodami, w tym z Polakami i Niemcami. Dopisanie końca tej akcji generalissimus pozostawiał nieludzkim warunkom klimatycznym i pracy ponad człowiecze możliwości. Ale wysiedlenie jakiejś nacji znacznie różni się od jej wybicia. Tym bardziej, że krwawa rzeź mieszkańców Wołynia spotkała tylko i wyłącznie dlatego, że byli Polakami. Objęła wszelkie stany, płci i wiek. A przeprowadzona została z wyjątkowym, nie mającym w owych czasach porównania [może tylko z Bałkanami] okrucieństwem.

I polski sejm, na wniosek partii rządzącej, boi się dziś, w niepodległym państwie, nazwać tego po imieniu. Jakoś sobie nie wyobrażam, by definicję „czystki etnicznej o znamionach ludobójstwa” przyjął naród żydowski w odniesieniu do holocaustu. Być może skala zbrodni w obu przypadkach jest inna, ale efekt końcowy ten sam. Tylko, że na Wołyniu zamiast cyklonu „B” i oprócz kul poszły w ruch ogień, piły, siekiery i wszystko, co się dało wykorzystać. To właśnie stamtąd znamy opowieści o krzyżowaniu na drzwiach, przecinaniu ciężarnych kobiet piłą, przybijaniu do stołów za języki i robieniu z polskich dzieci przywiązanych drutem do drzew wianuszków. Gdzieś całkiem w tym zagubiło się człowieczeństwo. Celem nacjonalistów było fizyczne zlikwidowanie swoich sąsiadów. Amok mordu ogarnął tych, którzy jeszcze dzień wcześniej pożyczali od siebie narzędzia rolnicze, sól czy mąkę. Zmowa milczenia była powszechna, zaledwie nieliczni mieli odwagę uprzedzić Polaków, co przyniesie im krwawa niedziela 11 lipca 1943 roku.

… na Wołyniu zamiast cyklonu „B” i oprócz kul poszły w ruch ogień, piły, siekiery i wszystko, co się dało wykorzystać. To właśnie stamtąd znamy opowieści o krzyżowaniu na drzwiach, przecinaniu ciężarnych kobiet piłą, przybijaniu do stołów za języki i robieniu z polskich dzieci przywiązanych drutem do drzew wianuszków.

Potem już było za późno. Ocaleli jedynie przypadkowo nieobecni, dobrze ukryci, wzięci za martwych. Nie ginęli wyłącznie Polacy. Ukraiński mąż miał do wyboru zabicie polskiej żony albo śmierć. Często dzielił jej los. UPA mordowało też tych swoich rodaków, którzy próbowali chronić polskich sąsiadów lub nie wykonywali poleceń rezunów. Do tej pory ocena tamtych wydarzeń kładzie się cieniem na polsko-ukraińskich stosunkach. I tak pozostanie, dopóki wyraźnie nie nazwiemy tego, co wydarzyło się 70 lat temu, po imieniu. To było ludobójstwo, a nie jego znamiona. Wiele takich zaszłości zostało wyjaśnionych między wieloma narodami, między Polakami i Niemcami, Francuzami i Niemcami czy Japonią i Koreą. W wielu przypadkach jeszcze czekamy, współczesna historia zna także podobne rzezie, bo człowiek jest najokrutniejszą z bestii – weźmy ponownie byłą Jugosławię lat 90. czy Hutu i Tutsi.

Ale my nie możemy sobie pozwolić na łagodzenie brzmienia opisywanego przez uchwałę zdarzenia. Właśnie w imieniu dobrych stosunków Ukrainy i Polski. Stała się rzecz straszna, ale dziś jesteśmy 70 lat po niej. Sądzę, że niewielu współczesnych Ukraińców jest dumnych z tej rzezi, choć nadal powstają tam pomniki banderowców i przywódców OUN i dowódców UPA. To taka słabość kraju pozbawionego przez wiele lat samostanowienia, naznaczonego brakiem niepodległości i ciągłymi próbami walki o nią. Czasem w sposób okrutny i niczym nieusprawiedliwiony. To powinniśmy naszym sąsiadom powiedzieć, nie mając nic przeciw temu, by dziś łączyła nas granica przyjaźni.

I to było obowiązkiem polskiego rządu, polskiego ministra spraw zagranicznych i polskiego parlamentu. Godnie reprezentować swój naród. Tą uchwałą stracili prawo do tej reprezentacji. Rzeź wołyńska to nie była „czystka etniczna o znamionach ludobójstwa” – to było ludobójstwo.

Prawda historyczna nie może ustępować wobec bieżących interesów polityków pragnących przejść do historii jako współtwórcy stowarzyszenia Ukrainy z UE. Dzień dzisiejszy tego nie potrzebuje. Młode pokolenia też. One muszą budować ten świat bez kamuflażu. A ten chocholi taniec politycznej poprawności należy zatrzymać, zanim dowiemy się, że Adolf Hitler był patronem eutanazji.

 

Wojciech Dorobiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane oznaczone są symbolem *

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu