
Aż dziewięć z jedenastu gmin naszego powiatu nie zdecydowało się na współfinansowanie budowy samorządowej stacji segregacji odpadów w Ostrołęce. „Szanuję postawę sąsiednich gmin, choć nie do końca ją rozumiem” – zaznacza w rozmowie z naszym portalem Janusz Kotowski, prezydent Ostrołęki.
Czy jest pan zawiedziony decyzją władz gmin, które nie chcą partycypować w kosztach budowy stacji?
– W moim przekonaniu budowa tej stacji to duża odpowiedzialność. Samorządy powinny w tym uczestniczyć, jeżeli nie chcą, to trudno. Wielu wójtów angażowało się na początku, abyśmy pozyskali środki zewnętrzne. Dziś stajemy niestety przed sytuacją, w której większość wójtów nie chce brać udziału w budowie i ja to oczywiście szanuję. Cieszy mnie, że Rzekuń i Myszyniec chcą się przyłączyć.
Dlaczego ta inwestycja jest dla Ostrołęki taka ważna?
– Ponieważ jej realizacja nie dopuści do monopolu na rynku odpadów w naszym regionie. Każdy chyba wie, że samorządowa stacja może działać, wypracowując minimalny zysk. Dodatkowo należy pamiętać, że monopol zawsze jest groźny. Mimo to szanuję postawę sąsiednich gmin, choć nie do końca ją rozumiem. Proponowałem współpracę, ale wiadomo, że każdy mógł odmówić.
Co zyskają gminy, które przyłączą się do inwestycji?
– Po zrealizowaniu inwestycji postaramy się, aby gminy, które z nami partycypowały w kosztach budowy, miały też bardzo preferencyjne ceny. To jest zwykła sprawiedliwość. Myślę, że mieszkańcom Myszyńca i Rzekunia to się po prostu opłaci. Partnerstwo proponowaliśmy wszystkim i nie rozumiem wypowiedzi chociażby wójta gminy Kadzidło, który mówił o jakimś narzucaniu przez miasto współpracy, czego oczywiście nie było, bo my jedynie ją proponowaliśmy.
Część wójtów obawia się, że zainwestuje w stację, która będzie nierentowna. Co pan o tym sądzi?
– To wójt decyduje, gdzie będą trafiały odpady z jego gminy. Jeżeli taniej będzie oddawać do stacji samorządowej, to tu one trafią. Chyba, że ktoś będzie chciał oddawać śmieci na siłę gdzieś indziej. Jednak wydaje mi się, że z czasem wszyscy będą odpady kierować tam, gdzie będzie taniej. Przy tym przekonany jestem, że taniej będzie właśnie w stacji samorządowej. Podmiot prywatny musi działać dla zysku i ma do tego święte prawo. Stacja komunalna ma działać dla mieszkańców i wystarczy jej minimalny zysk. O wyborze stacji na pewno zdecyduje ekonomia. Oczywistym jest, że władze powinny działać tak, aby jak najmniej obciążyć mieszkańców.
Jeżeli nie pieniądze od gmin, to pozostaje zapowiadana opcja budowy z wkładem własnym. Nie będzie to zbyt duże obciążenie dla miasta?
– Wkład własny to w tym przypadku bardzo korzystny kredyt z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, którego spłata zostanie rozłożona na wiele lat. Cały kredyt szacujemy na około 10 milionów. Reszta pieniędzy na inwestycję to oczywiście dotacja unijna [ponad 25 mln zł – przyp. red.] i zwrot podatku VAT. Wiadomo, że nawet najlepszy kredyt trzeba będzie spłacić. Myślę, że gdyby wszystkie samorządy korzystały z naszej stacji segregacji odpadów, to nawet z dochodów, które ona by przyniosła, dałoby radę spłacić część zadłużenia.