
To chyba pierwszy tak obszerny materiał opisujący historię ostrołęckiej rodziny państwa Certowiczów – przynajmniej ja się z żadnym podobnym nigdzie dotychczas nie spotkałem. Na pozór jest to historia jakich wiele, ale dla mnie ma ona wymiar szczególny, bo opisuje tragiczne i niestety zapomniane losy zasłużonych mieszkańców Ostrołęki.
Cenna teczka rodziny Certowiczów
Od jakiegoś czasu poszukiwałem śladów i krewnych ppłk Jana Certowicza z 5 Pułku Ułanów Zasławskich, rozstrzelanego w Katyniu. Bardzo zależało mi na poznaniu tej postaci, o której wiedzę mieliśmy niewielką, włącznie z brakiem jakiegokolwiek zdjęcia z jego wizerunkiem.
Początkowo nie udawało się trafić na właściwy trop, aż w końcu – jak to często bywa – całkiem przypadkiem podczas przygotowań do symbolicznych obchodów 68. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, trafiam na relację jego uczestniczki, pani Krystyny Certowicz z domu Procner. Choć w swojej relacji nie wspomina ona o Ostrołęce i ppłk Janie Certowiczu, to gdy opowiadała o swoimi mężu i jego bracie, miałem wrażenie, że właśnie trafiłem na właściwy trop moich poszukiwań.
Dzięki pracownikom Muzeum Powstania Warszawskiego udało mi się zdobyć kontakt do Krystyny Certowicz. Miałem nadzieję, że choć relacja jest sprzed kilku lat, a pani Krystyna jest bardzo wiekową osobą – dziś ma 93 lata – to uda mi się jeszcze z nią porozmawiać i uzyskać informacje o losach ostrołęckiej rodziny Certowiczów.
Kiedy do niej zadzwoniłem i zapytałem, czy może coś wiedzieć o ppłk Janie Certowiczu i jego rodzinie, odpowiedziała natychmiast. „Tak, to mój teść, a ja ożeniłam się z jego najstarszym synem, Zbigniewem” – usłyszałem. Do słuchawki zaczęła płynąć po raz pierwszy opowiadana historia. Nie chciałem jednak kontynuować tak ważnej dla mnie rozmowy przez telefon – poprosiłem o spotkanie u pani Krystyny w Warszawie. Kiedy się zgodziła, pojechałem niemal natychmiast. Drzwi otworzyła mieszkająca samotnie starsza kobieta, poruszająca się z pomocą balkonika inwalidzkiego. Zanim zdążyłem się przedstawić, pani Krystyna zaprosiła mnie do środka i wręczyła dość grubą teczkę mówiąc: „To dla pana”. Tak właśnie wszedłem w posiadanie niezwykle cennych dokumentów i zdjęć rodziny Certowiczów, dzięki którym mogę odtworzyć fragment ich historii.
Zamordowany strzałem w tył głowy
Ppłk Jan Certowicz urodził się 4 listopada 1889 r. w Wierzbniku [obecnie dzielnica Starachowic w województwie świętokrzyskim], w rodzinie katolickiej. Syn Wojciecha i Władysławy z domu Bieleckiej. Ojciec pracował na kolei. Jan gimnazjum ukończył w Warszawie, następnie rozpoczął studia na Wydziale Medycznym Uniwersytetu w Charkowie, które przerwał z powodu wybuchu I wojny światowej i wcielenia do wojska rosyjskiego w 1914 r. W 1915 r. został komendantem odcinka sanitarnego 20 dywizji piechoty, a rok później 111 dywizji piechoty armii rosyjskiej. W listopadzie 1916 r. zwolniono go z wojska w celu kontynuowania studiów, które wznowił w Charkowie i tam też uzyskał dyplom lekarski.
Po powrocie do Polski wstąpił do Wojska Polskiego i 14 czerwca 1919 r. został powołany na ordynatora szpitala wojskowego w Grodnie. W okresie wojny polsko-bolszewickiej był naczelnym lekarzem garnizonowym w Mińsku, zastępcą szefa sanitarnego dywizji litewsko-białoruskiej, zastępcą szefa Grupy Poleskiej Dowództwa Frontu Północnego, służąc w stopniu porucznika. Po zakończeniu działań wojennych przyjął stanowisko lekarza naczelnego 24 Pułku Ułanów w Kraśniku.
Mniej więcej w tym czasie Certowicz ożenił się z Wacławą Anną z domu Hubert, ur. 26 lipca 1896 r. we Włocławku. 24 listopada 1920 r. w Krakowie na świat przychodzi ich pierwszy syn, Zbigniew.
W 1923 r. Jan doktoryzował się na Uniwersytecie Warszawskim, specjalizując się w chirurgii. W tym samym roku, 23 maja w Warszawie, w rodzinie Certowiczów na świat przychodzi drugi syn, Władysław, a Jan Certowicz obejmuje stanowisko lekarza naczelnego 5 Pułku Ułanów Zasławskich w Ostrołęce, związując się z naszym miastem już na stałe. 1 sierpnia 1924 r. zostaje awansowany do stopnia majora. 30 listopada 1935 roku przeniesiono go do rezerwy w stopniu podpułkownika. W trakcie swojej służby został odznaczony m.in. Złotym Krzyżem Zasługi i dwukrotnie Krzyżem Walecznych.
Po przeniesieniu do rezerwy Jana, rodzina Certowiczów postanowiła pozostać w Ostrołęce, gdzie mąż i ojciec praktykował jako lekarz cywilny. Mieszkali przy ul. 11 Listopada 8. W latach 1935-1939 Certowicz pracował w LO im. króla J. Leszczyńskiego w Ostrołęce jako lekarz szkolny. Był również członkiem Komitetu Białego Krzyża w Ostrołęce. Pamiętający tamte czasy mieszkańcy wspominali go bardzo życzliwie. Mimo, iż praktykował prywatnie, to potrafił np. pomagać ludziom bezinteresownie, zwłaszcza jeżeli widział złą sytuację materialną u swoich pacjentów.
W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany do czynnej służby. Obecnie jeszcze nie udało się odtworzyć jego szczegółowych losów do momentu rozstrzelania w Katyniu. Na pewno dostał się do niewoli sowieckiej i został osadzony w więzieniu NKWD w Kozielsku. Wpisano go na listę transportową nr 015/2, poz. 42 z 5 kwietnia 1940 r. i wraz tysiącami innych wywieziono do lasu katyńskiego pod Smoleńskiem, gdzie na mocy rozkazu Stalina został zamordowany strzałem w tył głowy. Miał 51 lat. Podczas ekshumacji zidentyfikowano ciało Jana Certowicza [PCK 0472]. Pochowany został w masowej mogile w lesie katyńskim. Rodzina Certowiczów o śmierci Jana dowiedziała się z niemieckich ogłoszeń w Warszawie, gdzie w tym czasie przebywała.
Synowie idą w ślady ojca
Synowie Jana Certowicza poszli w ślady ojca i również postanowili służyć ojczyźnie. Obydwaj dzieciństwo i pierwsze lata młodości spędzili w Ostrołęce. Uczyli się w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Króla Stanisława Leszczyńskiego. Zbigniew świadectwo dojrzałości uzyskał w kwietniu 1938 r. Na przełomie maja i czerwca 1938 r. odbył tzw. służbę pracy w 17 Baonie Junackich Hufców Pracy, 49 kompanii, a następnie, we wrześniu 1938 r. powołano go do odbycia służby wojskowej w Szkole Podchorążych Rezerwy Łączności w Zegrzu. Po jej odbyciu przydzielony zostaje do 18 Dywizji Piechoty. Zmobilizowany w sierpniu 1939 r. bierze udział w kampanii wrześniowej w ramach SGO Narew, walczy min. pod Nowogrodem. W wyniku kontuzji 14 września dostaje się do niewoli niemieckiej. Ze względu na ciężki stan zdrowia w grudniu 1940 r. skierowano go do szpitala w Warszawie, skąd z pomocą przyjaciół ucieka i rozpoczyna konspiracyjne życie w ramach Armii Krajowej przyjmując ps. „Redlicz”.
W Warszawie, na jednym ze spotkań konspiracyjnych, poznaje swoją wielką miłość Krystynę Procner ps. „Krycha”. Jak wspomina pani Krystyna, Zbigniew naruszył zasady konspiracji i wykorzystał swoje kontakty z podziemia, aby ustalić adres zamieszkania przyszłej małżonki. Obydwoje wzięli udział w Powstaniu Warszawskim. Pani Krystyna jako łączniczką dostarczała meldunki do „Montera”, natomiast „Redlicz” w stopniu podporucznika walczył na w Śródmieściu i Starym Mieście, pełniąc funkcje oficera łączności. Za swoją służbę został dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji powstania trafił do niewoli niemieckiej – oflag XI. Po uwolnieniu przez aliantów obozu trafia do II Korpusu gen. Andersa; najpierw jest we Włoszech, później zostaje przeniesiony do Anglii. W 1948 r. na wieść, że narzeczona i matka przeżyły, wraca do Polski. Początkowo ma trudności ze znalezieniem pracy ze względu na swoją przeszłość. Zamieszkuje w stolicy wraz ze swoją małżonką Krystyną. Zbigniew Certowicz umiera bezpotomnie 8 grudnia 1989 r. i zostaje pochowany w Warszawie.
Młodszy syn Certowiczów, Władysław, w czerwcu 1939 r. kończy Gimnazjum im. króla Stanisława Leszczyńskiego w Ostrołęce. Tuż przed wybuchem wojny, w sierpniu 1939 r., matka Wacława Certowicz postanawia na czas walk wyjechać razem z najmłodszym synem do rodziny pod Warszawą, uważając, że tam będzie najbezpieczniej przeczekać niespokojny czas. Jednak po przegranej kampanii Niemcy zajmują dom, w którym przebywała wraz z synem, a oni sami tracą niemal cały posiadany majątek i większość rodzinnych pamiątek. Przenoszą się do Warszawy, gdzie Władysław podejmuje naukę i uzyskuje tytuł Technika Samochodowego. Wstępuje w szeregi Armii Krajowej, przyjmując ps. „Żaba”. Gdy wybucha Powstanie Warszawskie, walczy w nim w stopniu strzelca z przydziałem do Komendy Głównej Armii Krajowej – pułk „Baszta”, batalion „Karpaty”, kompania K-1 na Mokotowie. Jego oddział bierze udział w natarciu na tory Wyścigów Konnych na Służewcu. Wobec przewagi liczebnej Niemców i braku łączności z dowództwem oddział wycofuje się w Lasy Kabackie.
W walce 2 lub 3 sierpnia Władysław Certowicz ps. „Żaba” ginie, mając 21 lat. Najprawdopodobniej zostaje pochowany we wspólnej żołnierskiej mogile w Tomicach Górnych. Z uzyskanych informacji można się było dowiedzieć, że jego szczątki zostały ekshumowane i być może przeniesione na cmentarz w Górze Kalwarii. Dziś wiadomo na pewno, że grób Władysława został odnaleziony właśnie w Górze Kalwarii – kwatera nr 19. Stowarzyszenie Historii Ziemi Ostrołęckiej im. kpt. Aleksandra Bednarczyka „Adama” zbiera fundusze, aby móc ufundować pamiątkową płytę przy jego grobie.
Z kolei Wacława Certowicz po wyjeździe do Warszawy pracowała jako siostra pogotowia sanitarnego w Polskim Czerwonym Krzyżu, a następnie w Polskim Komitecie Opiekuńczym. Nie zdążyła pogodzić się ze stratą męża, a już musiała opłakiwać śmierć kolejnego żołnierza – swego najmłodszego syna, o której dowiedziała się trakcie Powstania Warszawskiego. Warszawę opuściła po kapitulacji i wraz z przyszłą synową wyjechały do Krakowa. Przez długi czas nie wiedziała, czy jej drugi syn żyje. W Krakowie zatrudniła się w Miejskim Komitecie Opieki Społecznej. Tam też zmarła i została pochowana 3 stycznia 1951 r. Pani Krystyna wspominała, że Wacława Certowicz próbowała wyjaśnić po wojnie okoliczności śmierci męża, ale szybko „przekonano” ją, żeby tego nie robiła.
„My śmierci się nie baliśmy”
Na zakończenie jeszcze tylko kilka słów o pani Krystynie Certowicz, wspaniałej starszej osobie, która mimo problemów ze zdrowiem, nie pozwalającym jej nawet wychodzić z domu, opowiada o sobie z uśmiechem i optymizmem. Jednak jak twierdzi pani Krystyna, to nic w porównaniu do przeżyć okupacji i powstania. Jak wspomina „my śmierci się nie baliśmy, bo w tym momencie byliśmy wolni i sami decydowaliśmy za siebie”, a największym dramatem była kapitulacja i koniec Powstania Warszawskiego.
Przy pierwszym spotkaniu pani Krystyna wspominała, że złożyła podanie o miejsce w domu kombatanta. Jako że w miarę możliwości niektórzy członkowie naszego stowarzyszenia starają się ją odwiedzać, dowiedzieliśmy się, że miała już okazję się tam przeprowadzić… ale wróciła do mieszkania. Ku naszemu zaskoczeniu stwierdziła, że to jeszcze nie jej czas. Z uśmiechem opowiadała, że podczas wizyty poznawczej w domu kombatanta dowiedziała się, iż będzie tam – mimo swych 93 lat – jedną z najmłodszych mieszkanek, a do tego, choć chodzi z pomocą balkonika, jedną z niewielu osób poruszających się. Uznała więc, że w takim razie jeszcze za wcześnie na dom kombatanta. Obecnie dwa razy w tygodniu odwiedza ją pielęgniarka z opieki społecznej, która robi zakupy.
Muszę również zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół, który wyróżnia tę postać, a świadczy o niespotykanym dzisiaj szacunku do bliskich. Otóż pani Krystyna dużo opowiadała o swojej teściowej, ale ani razu nie zdarzyło jej się powiedzieć o niej inaczej, niż „mamusia” i „wspaniała kobieta”. To tylko jeden z tych drobnych, a jakże ważnych szczegółów, świadczących o nienagannym wychowaniu, którym wyróżnia się tamto odchodzące już niestety pokolenie.
Do tej pory nie potrafię rozgryźć tylko jednej sprawy. Być może jest to związane z próbą zapomnienia o przeszłości, a być może wynikało to początkowo z niemożliwości mówienia o pewnych sprawach, a później już zdrowie nie pozwoliło odwiedzać grobów. Otóż pani Krystyna nie była w stanie powiedzieć nam nic o miejscu spoczynku swojego szwagra, Władysława Certowicza. Cały czas zastanawiam się też, czy Zbigniew wiedział, gdzie był pochowany jego młodszy brat.
Tak kończy się historia rodziny, która swoje losy na kilkanaście lat związała z Ostrołęką. Ich szczątki spoczywają w różnych miejscach. Planujemy odnaleźć jeszcze grób Wacławy Certowicz w Krakowie i tam zapalić znicz oraz zmówić modlitwę za spokój jej duszy. Mamy też nadzieję, że uda się ocalić od zapomnienia historię rodziny Certowiczów.
Przy okazji chciałbym bardzo podziękować za wielkie zaangażowanie w odkrywanie tej historii koledze Rafałowi Wojciechowskiemu i zaapelować do wszystkich, byśmy nie pozwolili umrzeć właśnie takim historiom. Jeżeli ktoś chciałby podzielić się podobnymi do rodziny Certowiczów wspomnieniami, proszę o kontakt ze Stowarzyszeniem Historii Ziemi Ostrołęckiej im. kpt. Aleksandra Bednarczyka „Adama” poprzez stronę internetową: ziemiaostrolecka.info.
Jacek Karczewski, historyk, prezes Stowarzyszenia Historii Ziemi Ostrołęckiej im. kpt. Aleksandra Bednarczyka „Adama”
Gratuluje Panie Jacku, bo zrealizował Pan szczytny cel,ocalając od zapomnienia historię Rodziny związanej z naszym miastem i zaszczytną służbą ojczyźnie.Zebrany materiał, przywołanie faktów,zdarzeń i opisanie świadectwa tragicznego losu tej Rodziny jest ważne dla współczesnego pokolenia, które powinno znać prawdę o niezwykłych ludziach.
Piękna, wzruszająca historia. Inne pokolenie, wychowanie – ale czasy zbyt okrutne.
Tekst po prostu świetny i do tego wartko napisany aż trudno było mi się od niego oderwać. Brawa dla autora za mrówczą robotę. Czekam na kolejne tego typu artykuły bo choć pochdzę spod Ostrołęki to z chęcią zapoznam się z zapomnianą historią miasta w którym często bywam.I taka podpowiedź, może warto takie historie zebrać w jedna ksiązkę? Byłaby to wartościowa rzecz. Pozdrawiam – Adam
„Zbigniew Certowicz umiera bezpotomnie 8 grudnia 1989 r. i zostaje pochowany w Warszawie”
Otóż nie całkiem. Po śmierci Zbyszka Certowicza, do drzwi Pani Krysi Certowicz zapukał przybysz z Angli. Okazał się synem Zbyszka. Utrzymywał kontak z panią Krysią Certowicz i udzielał jej pomocy.
A very well compiled piece of History. Wonderful to read. I am proud to say that Zbigniew Certowicz is my father. I have visited Mrs Certowicz on a number of occasions and keep in touch. She is a wonderful lady of warmth and generosity.
Znałem osobiście Zbyszka i Krystynę. Zmarła 7.11.2020 roku.
Dobry wieczór
Mam 2 niepublikowane nigdzie zdjęcia pana Zbyszka i Krysi. Znałem osobiście. Zbyszek przyjaźnił się z moja babcią, a jeszcze z czasów ostrołęckich.